PETER GABRIEL songs and albums, peak chart positions, career stats, week-by-week chart runs and latest news. Ropczyce. Powiat: ropczycko-sędziszowski. Województwo: podkarpackie. Numery telefonów: tel: 17 222 03 00. fax: 17 222 03 59. Zgodnie z Rozporządzeniem PE i Rady (UE) o Ochronie Danych Osobowych Administratorem (RODO), administratorem danych jest AutoMapa sp. z o.o. (Operator) z siedzibą w Warszawie przy ulicy Domaniewskiej 37. Uczyć się jak wyświetlić klucz produktu lub numer seryjny Office 2019 i Office 2016, aby mieć je zawsze pod ręką. Po co widzieć klucz lub numer seryjny produktów firmy Microsoft? Przyczyny braku kluczy produktów obejmują: brak oryginalnych dokumentów oprogramowania instalacyjnego , etykiety zostały usunięte lub utracone komputery FUP Ropczyce - inne punkty w pobliżu. Paczkomat InPost KDZ01M, Kozodrza 159, Kozodrza; Paczkomat InPost OTO01M, Ostrów 641, Ostrów; PaczkoPunkt InPost POP-OTO1, Ostrów 35, 39-100 Ostrów Zderzenie trzech pojazdów w Nowych Iganiach. Aga Król - 2023-11-24 12. Ok. godz. 11.40 na ul. Siedleckiej w Nowych Iganiach doszło do zderzenia dwóch samochodów osobowych i ciężarowego. pengertian hormat kepada orang tua dan guru. Soccer Ropczyce Ze wszystkich nieważnych rzeczy futbol jest zdecydowanie najważniejszą Jan Paweł II Zabawa Treningi w Szkółce są przyjemnością Przygoda Piłka nożna to coś więcej niż tylko sport Piłka nożna jest naszą pasją Fair – Play tolerancja, wyrozumiałość, szacunek do przeciwnika Dołącz do Nas przeżyj niezapomnainą przygodę Sport aktywne spędzanie wolnego czasu Jak donoszą rosyjskie media, ekipa telewizyjna przybyła do biura szefa okręgu Chakasja Siergieja Zajcewa, aby wyjaśnić, „dlaczego mieszkańcy tego obszaru, który cztery lata temu ucierpiał z powodu pożarów, byli zmuszeni żyć w nieludzkich warunkach”. Natomiast, czarę goryczy przelało pytanie o składowisko odpadów, które adwokat Zajcewa dzierżawi od miejscowej administracji. W tym momencie urzędnik całkowicie stracił nad sobą kontrolę i rzucił się z furią na dziennikarza Iwana Litomina. Zajcew najpierw zaczął popychać reportera w kierunku drzwi, a gdy ten stawiał opór, brutalnie powalił go na ziemię. W międzyczasie współpracownicy Zajcewa nawet nie próbowali powstrzymać swojego szefa. Zamiast tego, usiłowali zasłonić kamerę, którą operator filmował atak. Incydent w biurze Zajceva wywołał oburzenie środowisk dziennikarskich w Rosji. Komisja etyczna partii Jedna Rosja, której członkiem był krewki urzędnik, zdecydowała o jego wydaleniu ze swoich struktur. „Nie ma miejsca w siedzibie władz dla tych, którzy nie potrafią komunikować się lub odpowiadać na niewygodne pytania” - poinformowała partia rządząca. Tymczasem Komitet Śledczy wszczął dochodzenie w sprawie ataku na dziennikarza. Zobacz także Dziennikarz TVP znęcał się nad partnerką? Został zawieszony Szydło pod ostrzałem dziennikarza BBC. Idzie w zaparte Kiedy pojawił się zawód reportera wojennego? Zdaniem wielu historyków prekursorem był John Bell, reporter „London Oracle”, który wyruszył do Flandrii z zamiarem zdawania relacji z europejskiej kampanii księcia Yorku w 1794 r. „Będąc przez jakiś czas w sąsiedztwie walczących armii, mam zamiar regularnie wysyłać wierny dziennik tego, co warte jest uwagi czytelników” – tłumaczył w liście do redakcji. Bitwę pod Courtray obserwował z pobliskiej wieży. Ze szczegółami przedstawił porażkę Anglików i uciekających z pola bitwy „zmęczonych żołnierzy”. Bell w Anglii szybko stał się celebrytą, ale rząd angielski nie był wcale zadowolony ze sposobu, w jaki przedstawiał armię i razem z konkurującymi gazetami podważał jego doniesienia. I nic w tym dziwnego. Napięcie między tym, co dziennikarz widział na własne oczy, a propagandowymi oczekiwaniami władz naznacza całą historię reportażu korespondent na świecieW 1853 r. w Europie wybuchła wojna krymska pomiędzy Cesarstwem Rosyjskim i imperium osmańskim oraz jego sprzymierzeńcami – Wielką Brytanią, Francją i Królestwem Sardynii. Wydawca „London Times” wysłał młodego reportera, 33-letniego Williama Howarda Russella, na Maltę, gdzie przez dwa lata pisał o tym, co robi brytyjska armia. Nikt nie miał nad nim kontroli i nie był w stanie wpływać na treść jego artykułów. Dowódcy bali się go i nie chcieli udzielać mu żadnych informacji. Niektórzy zabronili podwładnym rozmawiać z nim. Pomimo trudności Russellowi udało się zaprzyjaźnić z żołnierzami niższymi rangą i dzięki jego dramatycznym relacjom czytelnicy po raz pierwszy dowiedzieli się, jak naprawdę z bliska wygląda październiku 1854 r. Russell widział bitwę pod Bałakławą. Donosił: „O nasza Brygada Lekkiej Kawalerii ruszyła do przodu”. Zakończył słowami: „O nie było już ani jednego żołnierza brytyjskiego z wyjątkiem zmarłych i umierających przed zakrwawionymi moskiewskimi armatami”. Dziennikarz szczerze dzielił się spostrzeżeniami. „Jest to trudna prawda, ale Anglicy muszą jej wysłuchać – tłumaczył. – Muszą wiedzieć, że żebrak, który zatacza się w deszczu na ulicach Londynu, prowadzi życie księcia, w porównaniu z tym, jak żyją żołnierze walczący o swój kraj”.Brytyjski rząd próbował cenzurować depesze Russella, twierdząc, że pomaga on wrogowi, zdradzając szczegóły operacji. Otrzymał jednak wsparcie ze strony czytelników. Anglicy byli oburzeni, że ich bliscy „umierali i nie włożono nawet minimalnego wysiłku, żeby ich uratować”. Wszystko przez to, że brakowało zarówno chirurgów, jak i ambulansów, sprzętu oraz prostych naczyń, żeby karmić rannych, co skutkowało licznymi doprowadziły do dymisji rządu i serii reform, które miały na celu poprawę losu żołnierzy. Zainspirowały też Florence Nightingale, brytyjską pielęgniarkę z bogatego domu, do wyjazdu z grupą wolontariuszek na front. Zadbała ona o higienę w miejscach, gdzie udzielano pomocy rannym żołnierzom, i w krótkim czasie śmiertelność wśród rannych zmalała z 42% do 2%.Nazwisko Russella stało się rozpoznawalne i nieco później „The Times” wysłał go w roli specjalnego korespondenta do Stanów Zjednoczonych, gdzie miał relacjonować wojnę secesyjną. Jego przybycie zostało przez wszystkich zauważone, bo mówiono o nim, że jest „najważniejszym korespondentem prasowym na świecie”, poza tym imperium brytyjskie dopiero miało opowiedzieć się po jednej ze stron. Lincoln w czasie spotkania z dziennikarzem przyznał, że zdaje sobie sprawę z możliwości wpłynięcia przez „The Times” na opinię publiczną i zdobycia nowych zwolenników. Uczucia opinii publicznejW II poł. XIX w. korespondencje wojenne zaczęły pojawiać się częściej na łamach prasy, a Russella naśladowali inni dziennikarze. Amerykanin Januarius MacGahan pojechał do Europy studiować prawo, gdzie zastała go wojna francusko-pruska. Zbieg okoliczności sprawił, że został zatrudniony jako korespondent wojenny po stronie francuskiej przez „New York Herald”. Później opisywał jeszcze Komunę Paryską we Francji, a gdy dowiedział się, że Rosja planuje zaatakować chanat Chiwy w Azji Środkowej, pomimo zakazu obecności korespondentów zagranicznych przy wojsku rosyjskim przejechał konno przez pustynię i był świadkiem poddania się miasta Rosji. W 1876 r. „London Daily News” zlecił mu wyjazd do Bułgarii, wówczas części imperium osmańskiego, w celu zbadania wspólnie z amerykańską komisją zbrodni popełnionych przez tureckich najemników, których zatrudniono, żeby spacyfikowali bułgarskich nacjonalistów. Na miejscu okazało się, że spalono wiele wsi i zamordowano tysiące mieszkańców, w tym Niemców, Greków i Ormian. Dziennikarz przy jednym z kościołów natknął się na zwłoki 3 tys. ludzi. „To był straszny widok – widok, który prześladuje przez całe życie – zapisał. – W tej masie były małe głowy z kręconymi włosami, zmiażdżone ciężkimi kamieniami; małe stopy nawet nie tak długie jak twój palec, mocno wysuszone przez ciepło, zanim zdążyły się rozłożyć; małe dziecięce dłonie wyciągnięte jakby prosiły o pomoc; niemowlęta ginęły, patrząc na blask szabli i dzierżące je czerwone ręce mężczyzn o ostrym spojrzeniu; dzieci umierały, kurcząc się ze strachu i przerażenia; matki, ginąc, próbowały osłonić swoje maleństwa własnymi słabymi ciałami, wszystkie leżą tam razem i ropieją w okropnej masie”.Relacje MacGahana doprowadziły do wypowiedzenia Turkom wojny przez wspierającą Bułgarów Rosję. Turcja liczyła na pomoc zwykle przychylnej Wielkiej Brytanii, ale tym razem brytyjski rząd odparł, że nie może interweniować ze względu na „uczucia opinii publicznej”. Oddziaływanie tekstów prasowych na decyzję Brytyjczyków potwierdziło rosnącą siłę „czwartej władzy”. Wojna zakończyła się wyzwoleniem Bułgarii od rządów tureckich. MacGahan został oficjalnym korespondentem wojennym „Daily Mail” i mógł opisywać każdą bitwę. Niestety, niedługo później zachorował na tyfus w Konstantynopolu, na skutek czego zmarł. Do dzisiaj Bułgarzy uważają go za bohatera dzień w tej wojnieO tym, jak wygląda praca korespondenta wojennego, krążyły opowieści, które działały na wyobraźnię młodych ludzi. Gdy Jack London zdobył popularność po wydaniu Zewu krwi, dostał propozycję wyjazdu na wojnę rosyjsko-japońską w charakterze dziennikarza. Zdawał sobie sprawę, że dzięki publikacjom może zdobyć nowych czytelników, więc zgodził się pracować za same wierszówki. Szybko się jednak rozczarował. Tłumaczył później: „Krótko mówiąc, poszedłem na wojnę, oczekując dreszczyku emocji. Moimi jedynymi odczuciami okazały się oburzenie i irytacja”.Japońscy żołnierze niechętnie udzielali mu informacji, a całą korespondencję cenzurowali przed wysłaniem, więc artykuły zawierały szczątkowe informacje na temat akcji militarnych. Raz pisarzowi udało się przemycić zdjęcia z głównego posterunku japońskich sił lądowych w Korei w zatoce Czemulpo. Został za to oskarżony przez Japończyków o szpiegostwo i aresztowany. Wyszedł na wolność dzięki pomocy swoich amerykańskich przyjaciół i na tym jego przygoda wojenna się była to jedyna wojna, na której próbowano sterować reporterami. Podobna sytuacja miała miejsce w czasie I wojny światowej. Kilka miesięcy po rozpoczęciu działań zbrojnych Brytyjczycy wprowadzili ścisłą kontrolę dziennikarzy. Musieli oni podróżować z przypisanym im oficerem, który miał prawo czytać ich korespondencję i mówił im, gdzie i z kim mogą porozmawiać. Nie wolno im było fotografować żołnierzy w okopach, bo wojsko uznawało to za przestępstwo. Z tego powodu nie zachowało się wiele zdjęć z tej efekty nowej polityki nie trzeba było długo czekać. Bitwa nad Sommą rozpoczęła się 1 lipca 1916 r. i trwała ponad cztery miesiące. Walczyły w niej 3 mln ludzi, milion zostało rannych bądź zabitych. W pierwszym dniu walk zginęło prawie 20 tys. brytyjskich żołnierzy. W tym czasie reporterzy zgodnie z poleceniem przebywali w kwaterach i otrzymywali starannie wybrane informacje na temat postępów w zmaganiach. Tego dnia czytelnicy „Daily Chronicle” dowiedzieli się: „Dzień jest dobry dla Anglii i Francji. Jest to obiecujący dzień w tej wojnie”. „Manchester Guardian” opublikował nagłówek: „Nasze straty nie są ciężkie”. Później dziennikarze, obserwując bitwy z bliska, dalej zachowywali pozory. Obawiano się, że gdy opinia publiczna pozna prawdę, będzie naciskać na zakończenie wojny i Wielka Brytania zostanie pobita przez Cesarstwo lat po wojnie Beach Thomas, reporter „The Mirror”, napisał: „Większość informacji, które otrzymywaliśmy od brytyjskiej armii, było nieprawdziwych i mylących (…). Jeśli o mnie chodzi, to następnego dnia i kolejnego byłem głęboko zawstydzony tym, co napisałem, mając bardzo dobry powód – to była nieprawda”.W czasie II wojny światowej ograniczenia w stosunku do mediów znacznie złagodzono, dzięki czemu reporterzy wojenni chętnie trzymali się wojska. Dwight Eisenhower, amerykański dowódca, nakazał podwładnym, żeby udzielali dziennikarzom pomocy. „Powinni mieć możliwość swobodnego rozmawiania z oficerem i personelem, obejrzenia sprzętu wojennego, żeby przekazać opinii publicznej, w jaki sposób nasi chłopcy walczą z wrogiem” – wyznaczył nawet jednostki, które miały pomóc dziennikarzom tworzyć biura prasowe. Gdy wojsko zmieniało pozycję, oni przemieszczali się razem z nim. W Afryce Północnej żołnierze mieli za zadanie dowieźć reporterów na pole bitwy. Dziennikarze byli ubrani podobnie jak wojskowi, siedzieli z nimi w okopach, latali bombowcami B-17 i uciekali przed reguły tworzyli swoje relacje na niewielkich maszynach do pisania i przed przesłaniem ich do redakcji przez telefon lub radio oddawali artykuły cenzurze wojskowej. Cenzorzy czasem nie zmieniali niczego w tekście, innym razem wycinali z niego dużą część materiału. „Kłóciliśmy się z cenzorami jak szaleni” – wspominał Walter Cronkite, legendarny amerykański reporter wojenny z czasów II wojny telewizyjnaNa sposób opowiadania o wojnie miał wielki wpływ rozwój nowych w Wietnamie nazywana jest pierwszą wojną telewizyjną. Prawie wszyscy Amerykanie mieli już w domach odbiorniki telewizyjne i mogli niemal „na żywo” oglądać amerykańskich żołnierzy walczących na Wietnamu poleciało kilkuset reporterów. Amerykański rząd miał nad nimi kontrolę, bo żeby uzyskać dostęp do informacji, musieli posiadać akredytacje. W zamian mogli pokazać, jak wyglądało miejsce walki po bitwach, i rozmawiać z żołnierzami. Następnie materiał filmowy wysyłali z Wietnamu do Tokio, gdzie był obrabiany i przez satelity przesyłany do Stanów dziennikarze wspierali amerykańską interwencję. W lutym 1968 r. wspomniany już Walter Cronkite z CBS Evening News stwierdził jednak publicznie, że konflikt jest „pogrążony w impasie”. Od tej pory media zaczęły być znacznie bardziej krytyczne. Nie ukrywały, że Stany Zjednoczone ponosiły duże straty w ludziach, a żołnierze zbytnio korzystali z używek. Amerykanie się podzielili. Niektórzy twierdzili, że to, co mówi rząd, ma niewiele wspólnego z tym, co naprawdę się dzieje, i że ich kraj bierze udział w nie swojej wojnie. Inni uważali, że bez względu na wszystko trzeba wspierać „naszych chłopców”.W marcu 1968 r. grupa amerykańskich żołnierzy dokonała masakry ponad 500 cywili w My Lai. Amerykańska armia przez ponad rok tuszowała tę sprawę, aż Ron Ridenhour, żołnierz, który rozmawiał z uczestnikami tych wydarzeń, udzielił wywiadu dziennikarzowi śledczemu Seymourowi Hershowi. Amerykańska prasa rozpisywała się o tej sprawie przez kolejnych 20 miesięcy. Na pierwszych stronach gazet publikowano zdjęcia z miejsca masakry zrobione przez Rona Haeberle. „Moją rolą jako fotografa było uchwycenie tego, co działo się podczas operacji – mówił Haeberle. – Czułem, że to, co fotografowałem, przejdzie do historii, zwłaszcza rzeź. Ciągle myślałem, że to nie jest w porządku”. Coraz większe niezadowolenie amerykańskiej opinii publicznej doprowadziło do zakończenia wojny w 1973 na miejscuJak dziś wygląda praca dziennikarza na froncie? Polskie media zaczęły chętnie wysyłać reporterów do stref wojennych w latach 90. Do Iraku czy Afganistanu jechali na dwa, trzy tygodnie z całym sprzętem, a wszystkie koszty pokrywała redakcja. „Kiedyś każda stacja była dumna z tego, że ma gdzieś w świecie swojego człowieka, bo dzięki temu mogli powiedzieć na antenie: »Tam jest specjalny wysłannik naszej telewizji« – wspomina Anna Wojtacha, dziennikarka TVP. – Między reporterami wojennymi panowała też lekka rywalizacja, bo każdy chciał dotrzeć jako pierwszy na miejsce zdarzenia”.Zdaniem dziennikarki tylko relacja z pierwszej ręki jest wiarygodna, bo reporter rozmawia z ludźmi, widzi mimikę twarzy, wyczuwa nastroje. Dzięki temu przekaz nie jest jednowymiarowy. Poza tym będąc na miejscu, dziennikarz może sprawdzić, czy zasłyszane wiadomości są prawdziwe.„Raz doszły nas informacje, że Izrael zrzucił bomby fosforowe w Strefie Gazy. Są zakazane, bo po nich skóra schodzi całymi płatami aż do kości. Pojechaliśmy do miejscowego szpitala, żeby sprawdzić, czy to prawda. Nagraliśmy rozmowę z jedną panią, na której dom spadła bomba. Widziała śmierć swojego męża i syna. Ona przeżyła, ale miała poparzone ręce i twarz. Nie mogła za bardzo mówić, więc nachyliłam się do niej, żeby lepiej ją zrozumieć. Poczułam zapach spalonego mięsa. Zrobiło mi się niedobrze” – opowiada Czarnecki, reporter radiowy, który na wojny jeździł przez 15 lat, dodaje: „Kiedy sytuacja jest krytyczna, ludzie często przesadzają. Dlatego trzeba sprawdzić, czy mówią prawdę. Oczywiście nie zawsze da się to zrobić. W Kosowie pojechałem do jednej wioski i napotkany mężczyzna powiedział mi: »Tutaj Serbowie rozstrzelali 800 ludzi«. »A skąd oni byli?« – zapytałem. »Z tej wioski«. Wieś co prawda nie wyglądała na tak dużą, ale przecież mogli zgromadzić mieszkańców z okolicy. »Widzę tylko kilkanaście świeżych grobów na cmentarzu. Gdzie jest reszta?« – dopytywałem. »Pochowali ich w lesie za tamtą górką« – wskazał przed siebie ręką. Rzuciłem: »No to chodźmy do tego lasu”. »Nie, bo tam są miny«. Wróciłem do Prisztiny i powiedziałem francuskim żołnierzom o tym, co usłyszałem. Oni byli przeszkoleni w poszukiwaniu masowych grobów. Oblecieli okolicę śmigłowcem i niczego nie znaleźli”.Korespondenci nie są potrzebni?„Nagle w naszym kraju tendencja się odwróciła – mówi Wojtacha. – Szefowie stacji zaczęli dochodzić do wniosku, że skoro mają wykupione zdjęcia od zagranicznych agencji, a lokalni mieszkańcy zamieszczają filmiki w Internecie, korespondenci nie są im do niczego potrzebni. Musieliby im zapłacić za przejazd, łączenia, hotel. A nie daj Boże, jeszcze dziennikarzowi coś by się stało i trzeba by było ściągnąć zwłoki do Polski”.Reporterka nie zgadzała się z polityką stacji. Rozmawiała z szefami i starała się ich przekonać, że kiedy wyjeżdża, skaczą słupki oglądalności. Dzięki temu nie tylko zwrócą im się koszty podróży, ale też zarobią. W końcu odeszła z stacji rozumie Radosław Kietliński, do niedawna reporter wojenny telewizji Polsat. „Kiedyś dziennikarz jechał z operatorem i pracowali w zespole. Uzupełniali się. Dzisiaj są dziennikarze, którzy jeżdżą, piszą, jednocześnie robią zdjęcia i nagrywają wideo. Zmianie ulega też technika informowania. Ludzie chcą szybkiej, konkretnej i atrakcyjnej informacji. Filmy dokumentalne ich raczej męczą. Dlatego ważną rolę odgrywa dziennikarstwo obywatelskie. W Syrii mieszkańcy w czasie wojny tworzyli kanały na YouTubie, informując o sytuacji w mieście, i my często się tymi informacjami podpieraliśmy” – opowiada. Zdaniem Kietlińskiego taka relacja nie jest w stanie zastąpić pracy dziennikarzy, niestety, w wielu redakcjach jest powodem do tego, żeby reportera w takie miejsce nie wysyłać. Rozumie jednak, że warunki pracy się zmieniają i że dziś bywa niebezpiecznej niż w przeszłości.„Kiedy pierwszy raz wyjeżdżaliśmy na Bliski Wschód, poruszanie się po Iraku czy Afganistanie nie stanowiło problemu. O ile dobrze pamiętam, w 2002 r. po raz pierwszy przed kamerami obcięto głowę porwanemu obcokrajowcowi Danielowi Pearlowi. Zrobił to Chaled Szejk Mohammed, morderca z Al-Kaidy. Potem to nagranie trafiło do Internetu. Wtedy zdałem sobie sprawę, że świat się zmienił” – na sam frontW ostatnich latach na wojnę zaczęli jeździć freelancerzy z własnym sprzętem, którzy zebrany materiał sprzedają różnym aparat nie kosztuje tyle, ile jeszcze kilka lat temu – tłumaczy Rafał Stańczyk, reporter TVP, który relacjonował konflikty w Afganistanie, Somalii i Libii, ale niektóre wyjazdy organizuje na własną rękę. – Można latać tanimi liniami lotniczymi i znaleźć kontakty w Internecie. Przez to więcej osób jest w stanie pojechać na wojnę. Niektórym udaje się dotrzeć na sam front”.Piotr Andrusieczko, Dziennikarz Roku 2014 według magazynu „Press”, przyznaje, że żeby relacjonować przebieg wojny na Ukrainie, zaciągnął kredyt hipoteczny, który spłacił dopiero niedawno. Chociaż nadawał relacje dla różnych telewizji, radia i pisał teksty dla prasy, często honoraria wystarczały jedynie na pokrycie kosztów pracy. „Kiedy sytuacja na Ukrainie się zaogniała, okazywało się, że coś przekracza moje możliwości. Musiałem samochodowy był bardzo drogi, więc do Doniecka jechałem z kolegami z niemieckiej telewizji i pomagałem im w zdobywaniu kontaktów. Czasem dołączałem do polskich ekip albo zrzucałem się z dziennikarzami ukraińskimi na paliwo” – za którymi nie stoi żadna stacja, sami ponoszą ryzyko. Bianka Zalewska, reporterka ukraińskiej telewizji Espresso TV, na front jeździła w weekendy lub w czasie urlopu. Kiedy została ciężko ranna pod Ługańskiem, okazało się, że nie ma odpowiedniego ubezpieczenia. Rządy polski i ukraiński odmówiły pomocy w ratowaniu jej życia. Otrzymała pomoc od obcych propagandyReporterzy jeżdżą na wojnę, żeby pokazać prawdę, ale coraz trudniej jest im dotrzeć do informacji. Na Bliskim Wschodzie dziennikarz stał się celem, dlatego nie jest oznakowany, zakłada ten sam strój co żołnierze i musi zachować szczególną ostrożność. „Kiedy pierwszy raz leciałem do Afganistanu, myślałem: co za problem zrobić obiektywny materiał? – wspomina Rafał Stańczyk. – Gdzieś sobie jedziesz, masz kamerę, nagrywasz. Ale zmieniłem zdanie po pierwszym incydencie, w którym zginął polski żołnierz. Powinienem porozmawiać z dowódcą, a później wyjść z bazy, pójść na drugą stronę i zapytać: »Panowie, dlaczego strzelacie do polskich żołnierzy?«. To było niemożliwe. Uznałem, że w takim razie najlepiej będzie, jeśli skupię się na miejscu, w którym jestem. Pokażę warunki, w jakich żyją żołnierze, oraz ich nastawienie do tego konfliktu”.Piotr Andrusieczko wielokrotnie spotkał się z rosyjską propagandą na Ukrainie. Zdał sobie sprawę, że każda ze stron chce przedstawić swoją prawdę. „Kiedy pod koniec lat 90. zajmowałem się naukowo Krymem, przeglądałem pod tym kątem rosyjskie gazety. Pamiętam artykuły zatytułowane: Krym to Czeczenia 2, Na Krymie przebywają terroryści. W czasie pomarańczowej rewolucji w Rosji wydawano komiksy, w których Wiktor Juszczenko z opozycji był przedstawiany jako nazista. Już wtedy propagowano koncepcję podziału Ukrainy na dwie części. Potem pojawiły się media społecznościowe i zaczęto wykorzystywać trolli”.Gdy pojechał pod jedną z ukraińskich baz na Krymie, zastał tam mnóstwo ciężarówek z ludźmi w mundurach bez oznaczeń, patrolującymi wzgórza. Próbował z nimi porozmawiać, ale wojskowi nie odpowiadali na jego pytania. Miało to przełożenie na dziennikarską pracę. Zachodnie media nie napisały, że tam stali Rosjanie, bo nie nosili na ubiorach naszywek „Rosja”.„Mieli na sobie nowe mundury, wszyscy byli zamaskowani i świetnie wyposażeni. Nie można tego kupić w sklepie z odzieżą militarną. Napisałem o tym w tekście i w polskich mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się komentarze trolli: »Skąd wiadomo, że to Rosjanie?«. Miałem żelazny dowód dla najbardziej opornych. Tamtego dnia w oddali zauważyliśmy trzy samochody wojskowe. W przeciwieństwie do tych, które przywoziły żołnierzy do bazy, miały odkryte numery rejestracyjne. Kupiłem już dobry obiektyw, więc zrobiłem im zdjęcia. Widać na nich numer rosyjskiej jednostki wojskowej”.Dziennikarze sami też padają ofiarą propagandy i zdarza się, że żołnierze podchodzą do nich nieufnie. Piotr Andrusieczko był zatrzymywany przez separatystów na przesłuchanie, bo nie spodobał im się jego paszport. Później musiał uciekać ze Słowiańska, gdyż w rosyjskich mediach społecznościowych pojawiło się jego zdjęcie z informacją, że polski dziennikarz pisze nieprawdę na temat tego, co tam się dzieje. O Biance Zalewskiej Rosjanie mówili, że tylko udaje dziennikarkę, a tak naprawdę jest snajperką.„Głośno wtedy powiedziałam, że nie potrzebuję karabinu, a moją bronią jest kamera. To dużo skuteczniejsza broń” – tłumaczy Zalewska. Gdyby zamienić kamerę na pióro, jej odpowiedź brzmiałaby jak reporterskie credo, równie aktualne w czasach Johna Bella, Williama Howarda Russella, Waltera Cronkite’a jak autorki Wojna jest zawsze przegrana. Polscy reporterzy wojenni opowiadają o tym, czego do tej pory nie ujawniali ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Otwarte_Korzystałam z:My Lai Inside, reż. Ch. Felder, Niemcy 2018W. Cronkite, A Reporter’s Life, New York Russell, My Diary, Boston 1863G. McLaughlin, The War Correspondent, London Sweeney, Delays and Vexation: Jack London and the Russo-Japanese War, „Journalism and Mass Communication Quarterly” 1998, nr 75/3, s. 548–559Turkish Atrocities in Bulgaria, Letters of the Special Commissioner of the „Daily News” MacGahan, London 1876 Reporter — to oczy i uszy redakcji. Reporter — to ogar gończy, to plaga wielkich tego świata i najnędzniejszych nędzników. Reporter ściga i jednych i drugich z jednakowem zacięciem. Reporter jest koniecznością dla redakcji i jest karą Bożą dla innych współpracowników. Dlaczego? Dlatego, że nieraz się zdarza taki, naprzykład wypadek: Feljetonista jest pewny, że nazajutrz zrana będzie obliczał, ile wierszy napisał i jakie mu za to wypada honorarjum, aż tu — nic! Ani wierszy, ani honorarjum, ani feljetonu. Wszystko to bowiem zburzył reporter, dostarczywszy redakcji w ostatniej chwili wypuszczenia numeru sensacyjnego artykułu o zamachu na Mussoliniego. Feljeton wyrzucono — Mussoliniego wciśnięto na jego miejsce. W stare czasy, gdy jeszcze redagowałem pismo, miałem reportera, który się nazywał podług paszportu — Lifszyc, a śród dziennikarzy — „Czort“. Pomimo, że byłem redaktorem, a więc ów „Czort“ miał być mojemi uszami i oczami, nienawidziłem go. Miałem poważne przyczyny do takiego uczucia względem Lifszyca. Nieraz gdy o 3-ej w nocy podpisywałem już ostatnią stronę dziennika, aby go puścić na maszynę i basta! iść do domu spać — cicho, bez szmeru, otwierały się drzwi do gabinetu i przez szczelinę niewidzialna ręka wsuwała długie pasemko zapisanego papieru, a głuchy bas Lifszyca huczał tajemniczo: — Świeżutkie... krwią pachnie! Istotnie najczęściej bywała to jakaś zbrodnia nocna. Musiałem dokonywać obrzezania artykułów innych współpracowników, przestawiać wzmianki, wciskać „świeżutki“, krwawy opis „Czorta“ i przeklinać go za to, że nie daje mi spać. Ten reporter, człowiek prawie pięćdziesięcioletni, słynął ze swoich awantur miłosnych i zwycięstw śród kobiet o bardzo podejrzanej reputacji. Pewnego razu, po wręczeniu mi swojej notatki, korzystając z tego, że czekam na jej odbitkę, pocichu wszedł do gabinetu i usiadł naprzeciwko mnie. Spojrzałem na jego iście djabelską bladą twarz, z haczykowatym nosem i rzadkim, już siwiejącym zarostem. Wlepił we mnie okrągłe, świdrujące oczy i szepnął, krzywiąc cienkie wargi w jakimś złośliwym uśmiechu: — Redaktorze... zakochałem się! Umilkł, lecz spostrzegłem, że ramiona mu drżały. — Idź pan do djabła! — zawołałem. — Taki stary drab i puszcza się wciąż na jakieś romanse! Głupie to i ohydne przy pana siwych włosach!... Lifszyc znowu wparł we mnie jarzące się źrenice. — Nie! Nie! — szeptał gorąco. — Teraz to inaczej! Ona ma zaledwie 18 lat i pokochała mnie pierwszą miłością... Nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło!... Jestem kochany! Jestem kochany! Zasłonił twarz powalanemi atramentem rękami o zakrzywionych niby szpony palcach. Byłem zdumiony, gdyż niewątpliwie sam „Czort“ przeżywał chwile wzruszenia. Zerwał się nagle i, patrząc mi groźnie w oczy, ryknął swoim głuchym basem: — Wara od niej! Zabiję kochanka i ją! — Cóż pan mi wygraża?! — zauważyłem, podnosząc się. — Ja nie mam żadnych zamiarów burzyć szczęścia pana. Życzę wszelkich pomyślności, myślę jednak, że wielkie głupstwo pan robi, lecz to nie moja rzecz. Nawet dobrze, że się pan żeni, bo, przynajmniej, nie będziesz się pan tłukł po nocach jak dusza niepogrzebanego nieboszczyka... — Zobaczymy — warknął „Czort“ i wyszedł. W parę dni później młoda, bardzo powabna kobieta, elegancko i gustownie ubrana, uśmiechnięta i zalotna, zjawiła się w redakcji. Była to pani Lifszycowa. Przynosiła potem często artykuły reportera, który tymczasem latał po mieście, uganiając się za sensacyjnemi wypadkami i nowinami. Pewnego dnia spotkałem panią Lifszycową, wychodzącą z redakcji z młodym współpracownikiem — poetą satyrycznym. Śmieli się oboje, poufale rozmawiając i żartując. — Hm... — mruknąłem, patrząc na nich. — ...a więc dziś o szóstej spotkamy się w restauracji Dominika... — doszedł mnie przyciszony głos poety. — Hm... hm... — mruknąłem ponownie. — Biedny, stary Lifszyc! Teraz rogaty jeszcze bardziej będzie do czorta podobny... Minęło kilka dni. Kiedyś mignęła mi w pokoju współpracowników postać Lifszyca, nigdy w dzień nie odwiedzającego redakcji. — Co pan tu robi, nocny ptaku? — zapytałem go. — Przyszedłem zameldować redaktorowi, że dziś wyjeżdżam na tydzień... Mam interes... pilny... — rzekł, nie patrząc na mnie. — Niech pan jedzie, ale zastępca pana powinien pracować jak należy — odpowiedziałem. Tej nocy nie miałem prawie nic do roboty. Reporterzy nic mi nie przynieśli i spodziewałem się już o pierwszej oddać numer do druku, gdy nagle usłyszałem cichy dzwonek w przedpokoju. Po chwili drzwi się uchyliły i przez szparę wsunęła się bardzo długa wstęga papieru. — Świeżutkie, krwią pachnie... — rozległ się głos Lifszyca. — Wchodź pan i dawaj! — rzekłem opryskliwie. — Też wybiera pan czas na tę krew swoją! Miał pan przecież wyjechać? Dlaczego pan tego nie uczynił?... „Czort“ wślizgnął się do gabinetu i wyciągnął do mnie długi, bardzo długi rękopis. Zacząłem czytać i porwałem się na równe nogi. Reporter Lifszyc z niezwykłemi szczegółami opisywał zamordowanie przez reportera Lifszyca żony i jej kochanka — poety z mego dziennika. — Żarty? — zapytałem, patrząc na bladą twarz „Czorta“, lecz w jednej chwili zrozumiałem, że nie był to żart, tylko dramat ponury, jak noc jesienna. — Zobaczy pan jakie to żarty... — mruknął i, ująwszy telefon, połączył się z policją. Czynił pierwsze, krótkie zeznanie... W kwadrans później policja już wyprowadzała z lokalu redakcji reportera — mordercę, a on, wychodząc, zatrzymał się na progu i, zwróciwszy do mnie bladą twarz, z wykrzywionemi ustami i pałającemi oczami, dobitnym głosem rzekł: — „Czort“ nigdy już do was nie powróci, nigdy! Niech redaktor powie tym młokosom od dziennikarstwa, że prawdziwy reporter do końca życia pozostaje na posterunku! Ostatni jego artykuł powinien zawierać opis własnego pogrzebu. Co do mnie, to ja w swoim czasie przyszlę panu wzmiankę o tem. Reporter nacisnął kapelusz na oczy i, skinąwszy na policjantów, wyszedł z redakcji... Wypadek w Ropczycach. Kobieta uderzyła w zaparkowane auto [ZDJĘCIA] Wypadek w Ropczycach. Na ul. Rzeszowskiej kierująca samochodem mieszkanka Warszawy jadąc w kierunku Rzeszowa zasnęła za kierownicą, zjechała w zatoczkę... 28 października 2014, 9:23 Pijany mężczyzna strzelał w Ropczycach do policjantów W związku z awanturą domową interweniowali policjanci w Ropczycach. Kiedy przyjechali na miejsce, pijany mężczyzna, który miał prawie 2,5 promila alkoholu w... 14 sierpnia 2014, 11:45 Dzieci z hospicjum odwiedziły policjantów [ZAJĘCIA] Dzieci z hospicjum przyjechały odwiedzić policjantów z Ustrzyk Dolnych. Dzieci z dużym zainteresowaniem przyglądały się służbowym pojazdom i sprzętom, które na... 15 lipca 2014, 10:35 Pijani rodzice opiekowali się w Ropczycach dziećmi Policjanci z Ropczyc interweniowali w jednym z domów, w którym pijani rodzice opiekowali się dziećmi w wieku 3 i 7 lat. 9 lipca 2014, 10:16 Turniej wspinania przy użyciu drabiny hakowej [ZDJĘCIA] W Ropczycach odbył się V Turniej wspinania przy użyciu drabiny hakowej na II piętro wspinalni o Puchar Komendanta Powiatowego PSP. 13 czerwca 2014, 12:08 Kierowca busa zamiast 9 przewoził 27 dzieci do szkoły Ropczyccy policjanci na terenie gminy Wielopole Skrzyńskie zatrzymali do kontroli drogowej busa, który przewoził dzieci do szkoły. Podczas kontroli okazało się,... 8 czerwca 2014, 20:02 Turniej Bezpieczeństwa w Ruchu Drogowym [ZDJĘCIA] Policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Ropczycach uczestniczyli w eliminacjach do Ogólnopolskiego Turnieju Bezpieczeństwa w Ruchu Drogowym, w których brały... 18 kwietnia 2014, 16:50 Dni otwarte w Zespole Szkół im. ks. dra Jana Zwierza w Ropczycach Zespół Szkół im. ks. dra Jana Zwierza w Ropczycach organizował "dni otwarte", na które zaprosił policjantów. Podczas spotkań z młodzieżą funkcjonariusze mówili... 31 marca 2014, 12:09 Ciało kobiety znaleziono w przydrożnym rowie, w Ropczycach Policjanci wyjaśniają okoliczności śmierci 18-letniej mieszkanki Zawady. Ciało kobiety znaleziono 28 marca rano w Ropczycach na ul. Borki Chechelskie w... 28 marca 2014, 10:36 Pijany kierowca uciekał przed policją Pijany kierowca w Ropczycach był ścigany przez policję. Swoją ucieczkę zakończył w przydrożnym rowie. Chciał jeszcze uciec z pojazdu lecz został zatrzymany... 21 marca 2014, 11:11 Ropczyce: Dobiega końca budowa ronda Kończy się przebudowa skrzyżowania ulic Wyszyńskiego, Viscardiego i Skorodeckiego. 16 grudnia 2011, 16:10 Nie przywłaszczaj rzeczy znalezionych! Mężczyzna znalazł telefon komórkowy. Nie zgłosił tego na policji, wczoraj usłyszał zarzut przywłaszczenia. 14 grudnia 2011, 21:17 Ropczyce: Sąd za stalking Mieszkaniec gminy Ostrów odpowie za stalking oraz groźby karalne. 3 grudnia 2011, 11:09 Przebudowa wodociągu miejskiego w Ropczycach W 2012 roku rozpocznie się modernizacja sieci wodociągowej w Ropczycach. Koszt inwestycji to prawie dwa miliony złotych. 25 listopada 2011, 16:44 Ropczyce: Scania uderzyła w mercedesa Wczoraj, na krajowej „czwórce”, w Lubzinie ciężarowa scania najechała na tył mercedesa vito. Na szczęście nikt nie został poważnie ranny. 22 listopada 2011, 13:06 Bezpłatne szkolenie dla przedsiębiorców Wczoraj w Urzędzie Miejskim w Ropczycach odbyło się szkolenie dla pracodawców i pracowników. 15 listopada 2011, 17:08 W Gnojnicy Dolnej powstaje plac zabaw Gmina Ropczyce realizuje kolejną inwestycję - plac zabaw. 31 października 2011, 11:16 66. rocznica śmierci Wincentego Witosa Wczoraj w Zespole Szkół Agro-Technicznych im. Wincentego Witosa w Ropczycach wspominano postać patrona. 29 października 2011, 16:45 Nowy plac zabaw dla dzieci Gmina Ropczyce zakończyła prace przy budowie szkolnego placu zabaw. 28 października 2011, 15:00 Wystawa kolekcjonerska w Centrum Kultury "Nasz Wielki Błogosławiony" to wystawa kolekcjonerska poświęcona Janowi Pawłowi II. 21 października 2011, 19:38 Wypadki w Ropczycach i Woli Ocieckiej Dziś rano w wypadkach drogowych zostały ranne trzy osoby. 20 października 2011, 9:25 Policja kupi psa Podkarpacka Policja przymierza się do zakupu psa, który trafi do służby w Komendzie Powiatowej w Ropczycach. 10 października 2011, 14:10

reporter ropczyce ostatni numer