Polegli spoczywają u stóp klasztoru na Monte Cassino. Bohaterowie spełnili humanitarny obowiązek. Ginęli z dumą, za wolność i życie innych. Zwycięska bitwa o Monte Cassino to wynik tragicznych losów walczących tam żołnierzy polskich. Jest w tym suma lekceważenia przez Rosję polskiej dumy, patriotyzmu, męstwa, walki i rozpaczy. 16 maja 2014. Kapelan spod Monte Cassino. Historia ojca Adama Studzińskiego OP. W czasie bitwy o Monte Cassino, gdy ruszył pierwszy atak na wzgórze, szedł przed czołgami z krzyżem w ręku. Usuwał rannych żołnierzy spod gąsienic czołgów i udzielał im pociechy duchowej. Niejednokrotnie pojawiał się strach, jednak zaraz przekonywał Uroczystość odbyła się z okazji 77. rocznicy zdobycia wzgórza i opactwa Benedyktynów przez żołnierzy 2. Korpusu Polskiego dowodzonego przez generała Władysława Andersa przy warszawskim Pomniku Bitwy o Monte Cassino. Wzięli w niej udział przedstawiciele władz państwa oraz państw, których żołnierze walczyli w 1944 r. z Niemcami o wzgórze. Zobacz odpowiedź na Zadanie 6 z podręcznika Język polski. Myśli i słowa. Klasa 8. Podręcznik - rozwiązania i odpowiedzi. Rozwiązanie i wyjaśnienie problemu Szkice spod Monte Cassino - M Wańskowicz • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! pengertian hormat kepada orang tua dan guru. M. Wańkowicz, Szkice spod Monte Cassino, Wiedza Powszechna 1982 (wydanie VIII) "Szkice spod Monte Cassino" zostały wydane jako 143 tom serii Biblioteka Wiedzy Współczesnej Omega pod patronatem PAN, stanowią skróconą wersję dzieła "Bitwa o Monte Cassino" - obszernego reportażu wojennego. Adaptacji dokonał sam autor, i jak podkreśla w przedmowie - skrócił momenty operacyjne na rzecz ustępów towarzyszących bitwie. Tym sposobem przystosował tekst na potrzeby powszechnego odbiorcy. Po raz pierwszy spotkałam się z prozą Melchiora Wańkowicza i żałuję, że tak późno. Niewielka książeczka przyniosła mi podwójną korzyść - wiedzę historyczną oraz przyjemność czytania płynącą z języka, jakim operuje autor. Podręczniki historii zazwyczaj podają suche fakty, daty, miejsca, nazwiska, liczby. Opisują przyczyny, przebieg i skutki wojen. Wańkowicz jako dziennikarz, korespondent wojenny przy II Korpusie Polskim widział niejako wszystko od kuchni i te kulisy frontu starał się pokazać w swojej relacji. Opisał na przykład jak wyglądało zaopatrywanie wojska w żywność i amunicję w ekstremalnie trudnym górskim terenie, przygotowywanie dróg przez saperów, działania transportowe pod ostrzałem wroga. Nie wyobrażalne, ile kursów, ile kilometrów musiały przebyć ciężarówki, łaziki i głównie muły przenoszące potrzebne rzeczy. Pokazywał ludzki (a zarazem nieludzki) wysiłek, poświęcenie, heroizm, patriotyzm, ogromną wolę przetrwania, dramatyczne cierpienie. Nieraz choćby krótką a dobitną wzmianką uwieczniał na kartach historii nazwisko danego żołnierza. Nad niektórymi akapitami (typowe działania operacyjne wojska) przemykałam wzrokiem, inne czytałam z zapartym tchem, ze ściskiem w środku. Brutalne, turpistyczne obrazy - cóż, taka jest wojna. Reporter nie unika szczegółów w opisywaniu rannych i ofiar śmiertelnych. Uwagę zwraca plastyczny, metaforyczny obraz atakowania organizmu przez bakterie dostające się do rany np."Szły esowatymi zagonami łańcuszkowce, szły grupami szturmowymi - po cztery, po sześć, po osiem - paciorkowce. Szły liczne ich szczepy, niektóre współwspierając się, inne współwalcząc ze sobą. Szedł licznym klanem najczęstszy - gronkowiec złocisty. (...) Gęstym murem przeciwko nim zbiły się tuż za strupem zmobilizowane leukocyty...". Nasunęło mi się skojarzenie z serialem animowanym pt. Było sobie życie. Sprawozdawca, rzetelny w gromadzeniu danych dotyczących bitwy, np. topografii terenu, czy formacji wojskowych, przybiera czasami maskę poety. Formułuje spostrzeżenia z wyjątkową wrażliwością, poetycko. Dla przykładu: "Przyszedł maj i ziemia nieuprawna przez wojnę pokryła się makami. Maki czerwienią pokrywały każdy załomek gruntu. Nocą słowiki wydzierały się jak oszalałe. Roje świetlików pokrywały stocza płonącymi nitkami. Wyżej świetlne pociski żłobiły niebo. Trupy i maki, słowiki i wycie nebelwerferów, świetliki i świetlne pociski - tworzyły misterium, w którym nad zaklęśniętymi w głazach, miękkociałymi istnieniami chodziła śmierć." ( "Jeśli są chochliki dźwięku, to dziwne korowody wyprawiają po tej zatłumionej górami, obszernej dolinie, rwą pasma dźwięku wskrzeszają je na nowo, dźwięk powstały konserwują długo, aż jego goniec- światło dawno przebije czarny jedwab zasłony i zniknie, wówczas przynoszą w czarnych łapiętach dźwięk przed nasze nogi i dźwięk pęka jak kasztan. W górach powstają jakieś hurgotania, szurgoty, przesuwanie mebli, przeprowadzki (...)posuw dźwiękowy wąwozami i drobny werbel w niebie, i głuchy szmer na ziemi, i staccato dział ciężkich, przedzierających się jak dostojnicy przez plebs pohukiwań moździerzowych." (s. 56-57) Jestem pod wrażeniem "Szkiców...", nawet bym nie pomyślała, że aż tak mnie wciągnie tematyka historyczno - wojenna. Do przeczytania tego tomiku zmotywowało mnie wyzwanie "Jesień i zima z Wańkowiczem" zainicjowane przez Anek7. Książki naukowe i popularnonaukowe Historia, archeologia Religioznawstwo,nauki teologiczne Sztuka, kultura i etnologia Biznes,nauki ekonomiczne Medycyna,nauki medyczne Prawo, administracja Literaturoznawstwo Psychologia, socjologia Encyklopedie, słowniki, leksykony Filozofia, historia filozofii Technika, nauki techniczne Informatyka, internet Biologia, ekologia Politologia, stos. międzynarodowe Architektura,budownictwo Militaria, broń, wojskowość Geografia, geologia, turystyka Filologie,językoznawstwo Fizyka, astronomia Matematyka, statystyka Pedagogika, resocjalizacja Chemia, biochemia Rolnictwo, nauki rolnicze Pozostałe Poradniki i albumy Kuchnia, potrawy Wiara, duchowość Zdrowie,pierwsza pomoc Ezoteryka, magia, UFO Sztuka i architektura Dom i ogród Seks, relacje partnerskie Sport, forma fizyczna Rodzina, ciąża, wychowanie Hobby,kolekcjonerstwo Zwierzęta domowe i hodowlane Motywacja, rozwój osobisty Motoryzacja,transport Rękodzieło, biżuteria, szycie Internet, komputery Marynistyka, żeglarstwo Muzyka, taniec, śpiew Moda, uroda Przyroda, krajobrazy Biznes, praca, prawo, finanse Fotografia, edycja zdjęć Życie codzienne, obyczaje Pozostałe Podręczniki do szkół podst. i średnich Szkoła ponadgimnazjalna Gimnazjum Szkoła podstawowa Edukacja wczesnoszkolna Książki dla dzieci i młodzieży Beletrystyka, powieści Bajki i wierszyki Pozostałe Popularnonaukowe Baśnie, podania i legendy Bohaterowie telewizyjni Historie biblijne Encyklopedie,słowniki i atlasy Kolorowanki, malowanki i wycinanki Łamigłówki, zagadki i gry Poradniki Nauka czytania i liczenia Piosenki,śpiewniki Książki z dodatkami Historyjki obrazkowe Mapy, przewodniki, Przewodniki, książki krajoznawcze Literatura podróżnicza Mapy, atlasy, plany miast Pozostałe literatuta piękna, popularna i faktu zagraniczne trillery,książki sensacyjne, książki dla dzieci i młodzieży książki do nauki języków obcych MELCHIOR WAŃKOWICZ SZKICE SPOD MONTE CASSINO OPIS KSIĄŻKI Mamy więcej (około 15) książek o tym tytule, kolejne egzemplarze bedą wystawiane w przeciągu pół godziny od sprzedaży obecnych na aukcjach. Nr referencyjny Ref. nr: 40518 Stan Książka używana, stan jak na zdjęciach. dodaj nas do ulubionych sprzedawców Język polski WSiP Wydawnictwo: WSiP Oprawa: miękka Oszczędzasz 2,38 zł (12% Rabatu) Wysyłka: 1-2 dni robocze+ czas dostawy Opis Zeszyty lekturowe to samodzielne, ponadcyklowe publikacje dla uczniów zreformowanej szkoły podstawowej, stanowiące niezbędną pomoc w analizie i interpretacji obowiązkowych i uzupełniających lektur z nowej podstawy lekturowy dla klasy 8 jest kontynuacją zeszytu dla klasy 7. Zawiera karty pracy do lektur w klasach 7–8. Zeszyt może stanowić samodzielną publikację – zgodność z podstawą programową w zakresie lektur obowiązkowych i uzupełniających gwarantuje jego uniwersalność a zarazem może być doskonałym uzupełnieniem trzech cykli WSiP dla klasy 8 („Myśli i słowa”, „Świat w słowach i obrazach” oraz „Bliżej słowa”).W zeszycie lekturowym dla klasy 8 znajdują się karty pracy do takich lektur z kanonu literackiego, jak:- wybór fraszek, pieśni i trenów Jana Kochanowskiego,- wybrany utwór z cyklu Sonety krymskie Adama Mickiewicza, - Quo vadis Henryka Sienkiewicza, - Syzyfowe prace Stefana Żeromskiego, - Kamienie na szaniec Aleksandra Kamińskiego, - Tędy i owędy Melchiora Wańkowicza, - Artysta Sławomira Mrożka (lektury obowiązkowe), - Pamiętnik z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego, - Dywizjon 303 Arkadego Fiedlera, - Szkice spod Monte Cassino Melchiora Wańkowicza, - Wspomnienia wojenne Karoliny Lanckorońskiej, - Przekroczyć próg nadziei Jana Pawła II, - Oskar i pani Róża Erica-Emmanuela Schmitta, - Pozłacana rybka Barbary Kosmowskiej (lektury uzupełniające), - Poezja Jana Lechonia,- Fraszki Jana także wybrane wiersze poetów wskazanych w podstawie pracy – po kilka do każdej lektury – zapewniają gruntowne poznanie dzieła oraz wykształcenie umiejętności mówienia o nim z wykorzystaniem potrzebnej terminologii (zdarzenia, wątki i akcja utworu, bohaterowie, problematyka moralna, komizm sytuacyjny i językowy, komizm postaci). Praca z zeszytem lektur zapewni gruntowne poznanie lektur obowiązkowych i stanowi ważny element przygotowania do egzaminu po 8 klasie. Szczegóły Tytuł Zeszyt lekturowy. Język polski. Zeszyt ćwiczeń. Klasa 8. Szkoła podstawowa Inne propozycje autorów - Ewa Horwath Podobne z kategorii - Język polski Klienci, którzy kupili oglądany produkt kupili także: Darmowa dostawa od 199 zł Rabaty do 45% non stop Ponad 200 tys. produktów Bezpieczne zakupy Informujemy, iż do celów statystycznych, analitycznych, personalizacji reklam i przedstawianych ofert oraz celów związanych z bezpieczeństwem naszego sklepu, aby zapewnić przyjemne wrażenia podczas przeglądania naszego serwis korzystamy z plików cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień przeglądarki lub zastosowania funkcjonalności rezygnacji opisanych w Polityce Prywatności oznacza, że pliki cookies będą zapisywane na urządzeniu, z którego korzystasz. Więcej informacji znajdziesz tutaj: Polityka prywatności. Rozumiem Katalog Tomasz Dyrdek, 2010-11-22KatowiceHistoria, ReferatyBitwa o Monte Cassino. Relacja dowódcy 2 Korpusu Polskiego i reportera wojskowego. Ten znakomity czyn przejdzie, jestem tego pewien, do historii jako potężne dzieło oręża polskiego. Tak o bitwie o Monte Cassino wyraził się dowódca brytyjskiej 8. Armii gen. Oliver Leese, w swym liście z 27 maja 1944 roku, zaadresowanym do gen. Władysława Andersa. Istotnie, były to słowa prorocze. Dziś każdy wie, jak wielkim dokonaniem było zdobycie klasztoru leżącego na szczycie wzgórza. I jak bardzo znaczącym dla losów II Wojny Światowej. Monte Cassino było punktem strategicznym, bramą do Rzymu. Sztab niemiecki zdawał sobie sprawę, że alianci postanowią uderzyć, dlatego w 1943 roku rozpoczęto budowę tzw. „Linii Gustawa”, która miała powstrzymać ofensywę. Zadanie to spoczęło na barkach feldmarszałka Alberta Kesselringa, dowódcy Grupy Armii „C” broniącej Włoch. Wojska sprzymierzonych stanęły przed bardzo trudnym zadaniem, gdyż masyw Monte Cassino stanowił nie lada wyzwanie z uwagi na niekorzystne ukształtowanie terenu oraz niezwykle mocno obsadzone stanowiska obronne nieprzyjaciela. Do walki wkroczyły: amerykańska 5. Armia gen. Marka Clarka, wspomniana 8. Armia brytyjska, Francuski Korpus Ekspedycyjny dowodzony przez gen. Alphonse’a Juina. Aliantom jednak nie powiodło się. Niemcy zorganizowali skuteczną obronę, zadając przeciwnikowi ciężkie straty. Warto nadmienić, że głównodowodzący wojsk, gen. Harold Alexander, trzykrotnie wydawał rozkaz do natarcia. Zakończyło się to trzykrotną klęską. Sytuacja nie przedstawiała się najkorzystniej. Niemcy zajmowali kluczowe pozycje, a alianci głowili się nad sposobem zdobycia wzgórza. 24 marca gen. Leese zaproponował gen. Andersowi, udział w ofensywie. 2 Korpus miał zastąpić na froncie uszczuplony Nowozelandzki II Korpus, a jego zadaniem miało być zdobycie Monte Cassino. Anders po zaledwie dziesięciominutowym namyśle zgodził się. Decyzja ta, przesądziła o udziale polskich żołnierzy w operacji „Diadem” zaplanowanej na 11 maja 1944 roku. Tak przedstawia się geneza bitwy. W swej pracy nie zamierzam jednak opisywać działań zbrojnych, czy też dokonywać prezentacji odtwórczej tej bitwy. Tematem, jaki wybrałem jest relacja naocznych świadków tej batalii. Mianowicie wspomnianego na samym początku gen. Władysława Andersa oraz Melchiora Wańkowicza, korespondenta wojennego. Moim celem jest skonfrontowanie opisów bitwy z dwóch źródeł. Jednym są wspomnienia Andersa a drugim Bitwa o Monte Cassino. Przyznam szczerze, że temat początkowo wydający się niezbyt trudny, wprawił mnie później w zakłopotanie. Relacja Andersa nie jest obszerna; zaledwie kilka stron. Zaś trzytomowe dzieło Wańkowicza jest, posługując się porównaniem z dziedziny wojskowości, „armatą potężnego kalibru”. Studiowanie obu przekazów stanowiło dość mozolną pracę, z uwagi na dysproporcje informacyjne. Andersa ogólnikowo przedstawia wydarzenia z maja 1944 roku, choć dziwić mu się nie można, gdyż Bez ostatniego rozdziału są wspomnieniami, jak wskazuje podtytuł, z lat 1939 – 1946. Wańkowicz z kolei skupia się na samej bitwie. W swym zamyśle postanowiłem wybrać pewne zbliżone opisy i dokonać ich porównania, wskazać na podobieństwa i różnice. Uznałem, że struktura porównań będzie dwojaka. Pewne zapiski Andersa, są bardzo zwięzłe, ograniczają się do kilku zdań, w przeciwieństwie do drugiego autora, który na ten sam temat pisze zdecydowanie więcej. W tej sytuacji wyjdę od opisu ogólnego, uzupełnionego szczegółowymi przykładami. Z drugiej strony, niektóre opisy Andersa są porównywalne z tymi u Wańkowicza, pod względem objętości i zbieżności tekstu, aczkolwiek mają pewne odmienności. Owe różnice postaram się nakreślić tworząc obraz całości danego problemu poprzez połączenie obu opisów. Z uwagi na charakterystyczny styl pisarski każdego autora, nie będzie trudnością jego właściwa identyfikacja. Chciałbym dodać, iż bardzo pomocne były Szkice spod Monte Cassino. Są one streszczeniem monumentalnego dzieła, i tym samym zawierają kwintesencję tematu, co pozwoliło troszkę przyspieszyć tworzenie mej pracy. Jako pierwsze, chciałbym poddać analizie, przygotowania do bitwy. Przed uderzeniem, gen. Andersa mocno zaangażował się w fazę planowania. Długie godziny upływały mu na studiowaniu map, fotografii lotniczych oraz na rozmowach z gen. Freybergiem, dowódcą wojsk nowozelandzkich, który przewodził poprzedniemu natarciu. Informacji o przeciwniku zdobył najwyraźniej wiele, co zaowocowało opisem umocnień, z charakterystyczną dla wybitnego wojskowego, terminologią i fachowością: Podstawą obrony był doskonały system ogni wszystkich broni stromo- i płaskotorowych, wzajemnie się uzupełniających i flankujących, o niesłychanej giętkości, pozwalających na wielkie koncentracje ognia w dowolnym punkcie. Arsenał niemiecki stanowiło 230 dział, 150 ciężkich dział w Atinie, 40 „neberwelferów”, no a poza tym zatrzęsienie moździerzy i broni lekkiej. Żołnierze rozpoczęli gromadzenie amunicji, żywności, wody i wszelkiego sprzętu, transportowanego w dość skomplikowany sposób. Wpierw na ciężarówkach, następnie lekkimi pojazdami mechanicznymi, dalej na mułach, zaś na najtrudniejszych odcinkach trasy przenosili je sami żołnierze. Dlaczego tak? Z odpowiedzią przychodzi relacja Wańkowicza. Z wąwozu Interno, ciężarówkami wieziono sprzęt do Covendish Road, zwanej Drogą Saperów Polskich. Nazwa wzięła się od tego, iż Polacy przez kilka tygodni pracowali nad jej poszerzeniem o kilka centymetrów, pomimo ostrej nawały artyleryjskiej. Jednakże droga ta była za wąska dla ciężarówek. Toteż przeładowywano zapasy na łaziki, zwane „bantanami” lub po prostu „jeepami”. Ich praktyczność podkreślano, żartując: Mówi się, że obecną wojnę wygrają cztery wynalazki: most Baileya, transfuzja krwi, radiolokacja i… łazik. Ale i łazik nie wszędzie mógł dotrzeć, w przeciwieństwie do muła. Zwierzę to jest niepłochliwe i wytrzymałe. Niektórzy uważali, że jest głuche, bo nie reaguje na odgłos wybuchu. Przeprowadzono w Iranie nawet specjalne doświadczenia polegające na rzucaniu petard pod nogi biednego stworzenia i badania jego reakcji lękowych na huk. Transport odbywa się w błyskawicznym tempie, głównie w nocy przy dodatkowym zadymieniu. A schemat takiego przejazdu jest następujący: Żandarm u wylotu daje znak – w mleko lecą ”Diabły” ze swoimi przyczepkami. Niemcy słyszą tylko jednostajny huk motorów, strzelają po omacku, a kiedy zbyt dokładnie zbombardują przystrzeloną krzyżówkę, z oratorium słychać soczyste „k… mać!”. Ale to nie jedyne obowiązki, jakie wypełnić musieli żołnierze. Do zadań saperów należało dostosowanie dróg do łatwego przejazdu pojazdów, oraz montowanie stanowisk artylerii, wykrywanie min, posiłkując się jedynie bagnetem i kije, bo wykrywacz nie reagował na polach usianych odłamkami. Oddziały łączności zajmowały się budową sieci połączeń oraz zakopywaniem kabli, co miało uchronić je przed zerwaniem spowodowanym uderzeniem pocisku. Łącznie przeciągnie 1790 mil kabli połączonych z 2300 aparatami. Co do maskowania kabli, żołnierze Dywizji Karpackiej mieli ogrom pracy, gdyż ich poprzednicy nie zakopali ani jednej linii. Przez dziesięć nocy posuwali się na kolanach maskując kable na polach najeżonych minami. Tak oto wyglądały przygotowania do wielkiej bitwy. Porównując sposób opisania tamtych wydarzeń, relacja Andersa jest jakbym planem. Punkt za punktem wymienia kolejne przedsięwzięcia swych żołnierzy. Uzupełnieniem, a raczej rozwinięciem są fakty i anegdotki przytoczone przez Wańkowicza, co powoduje, że obraz nie jest, kolokwialnie mówiąc, „drętwy”. Kolejną sprawą, do jakiej chciałbym się odwołać, jest chwila rozpoczęcia uderzenia. Pozwolę sobie przytoczyć relację obydwu autorów, aby ukazać zasadnicze różnice. W pierwszej kolejności spójrzmy na zapiski Andersa: Był spokojny wieczór 11 maja. O 2300 artyleria otworzyła ogień i na całym froncie 8. i 5. Armii rozpoczęła się ofensywa. Bez wątpienia opis ten do wybitnie dokładnych i szczegółowych nie należy. Sporządzony został, powiedziałbym dość „chłodno”. Brak w nim jakichkolwiek emocji; zwyczajne stwierdzenie zaistniałego faktu. Przypomina mi troszkę sprawozdanie komentatora sportowego z zawodów lekkoatletycznych. Zawodnicy stoją na linii, huk pistoletu dający sygnał do startu i komentarz redaktora: „Ruszyli!”. Krótko, zwięźle i na temat mówiąc ironicznie. Jakże odmiennym jest obraz przedstawiony przez Wańkowicza. Jest żywiołowy, zawiera dużo porównań i przenośni, co dodatkowo nadaje dynamizmu opisowi. Widać w nim nastrój i emocje, jakie towarzyszyły żołnierzom – ogromne zdziwienie wywołane siłą ataku. Reporter znajdujący się w okopach tak opisuje artyleryjskie kanonady: W promieniu naszej obserwacji słuchowej gra tysiąc kilkaset dział. Nieznane prawa akustyczne przenoszą huki gdzieś aż spod gór Arunzi, tłumią zupełnie odgłosy najbliższych bateryj, stojących tuż za załomem terenu, tak, że rozróżniamy je tylko po bezdźwięcznych blaskach. Jeśli są chochliki dźwięku, to dziwne korowody wyprawiają po tej zatłumionej górami obszernej dolinie, rwą pasma dźwięku, wskrzeszają je na nowo, konserwują dźwięk powstały długo, aż jego goniec – światło, dawno przebije czarny jedwab zasłony i zniknie. (…) w górach – powstają jakieś hurgotania, szurgota, przesuwania mebli, przeprowadzki, przelewanie się dźwięków, nadto wezbranych jak woda z kotliny w kotlinę, posuw dźwiękowy wąwozami i drobny werbel w niebie i głuchy szmer na ziemi i „staccata” dział ciężkich, przedzierających się jak dostojnicy przez plebs pohukiwań moździerzowych. Walki na Monte Cassino były bardzo ciężkie i krwawe. Obie armie niezmordowanie walczyły. Na polskich żołnierzy bezustannie spadały pociski artyleryjskie i broni małokalibrowej, Tu i ówdzie toczący się granat odbierał życie naszym bohaterom. Straty naszej armii były ogromne, co chwilę jedna polska dusza wzlatywała ku niebu. Relacja Andersa ukazuje ówczesną straszną rzeczywistość w odniesieniu do całości wojska: Nawet żołnierze tej samej drużyny w pochodzie lub próbie pochodu naprzód, padając w ogniu i zrywając się znowu po wybuchach bliskich lub pośród nich, tracą łączność, z biedą się odnajdują, nie doliczają swego stanu. Od samego początku padają zabici lub ranni, dowódcy baonów, kompanii plutonów, a dowództwo obejmują kolejno zastępcy i zastępcy zastępców. Jako przykładem wspierającym posłużę się opisem natarcia 13-ego batalionu nacierającego na wzgórze Widmo: Kompania kpt Kolatora idzie daleko w przód, niszczy bunkry, im więcej wchodzi w teren, tym bardziej ogień się zagęszcza. Sam Kolator, dwukrotnie ranny, zostaje ciężko ranny po raz trzeci, kiedy rzuca granatem w schron. Jego zastępca, por. Pietrzak, pada ranny. Komendę obejmuje por. Majewicz, ginie atakując bunkier miotaczem płomieni. Sierżant Wójt podaje komendę, żeby wiedzieli, że jest, kto dowodzi, że atak – trwa. Zarówno Anders jak i Wańkowicz zastosowali podobny sposób opisana tragedii. Mianowicie Andersa poszczególne części zdania oddziela przecinkami. Kropka w tekście jest chwilą pauzy, możliwością wzięcia oddechu. Pod Monte Cassino nie było chwil wytchnienia. Dowódcą zostaje zastępca, zastępcą – zastępca zastępcy. Wańkowicz tworzy krótkie zdania, którymi zasypuje czytelnika, niczym szybkostrzelny karabin bijący w żołnierzy. Można rzec, że obaj „strzelają” nazwiskami i stopniami. Nie jest to oczywiście niedocenianie wysiłku żołnierzy. W żadnym wypadku. Jak napisałem, jest to zabieg stylistyczny, mający na celu ukazać gwałtowność wydarzeń. Andersa zdaje sobie sprawę, że wysiłek podjęty przez jego wojsko jest wysiłkiem jednostkowym. Każdy żołnierz swą walką przyczynia się do zwycięstwa: Na tę jednak nieuchwytną całość ogólną składa się mnogość przeżyć oddziałów, pododdziałów, ba – nawet ludzi, już po prostu nie jednostek wojskowych, lecz ludzkich. (…) I z nich wyłania się dopiero epopeja całości. Ten pochód na wzgórze 593, na Gardziel i na Widmo, to jedno pasmo woli, męstwa, wysiłku i ofiary, którym razem dano miano bohaterstwa. Widać tu doniosłość i patetyczność. Jest to hołd dla tych żyjących i poległych. Nie jest przesadą podanie tych wartościowych słów jak wola, męstwo, wysiłek i ofiara. To polska krew znaczyła drogę do zwycięstwa. W czasie walk o wzgórze 593 pluton ppor Romańskiego już po raz piąty odparł natarcie nieprzyjaciela. Straty wyniosły siedmiu rannych i jeden zabity. Pozostało mu zaledwie siedemnastu żołnierzy, ale z brygady przychodzi rozkaz: Trwać! Żołnierze wiec bronią się dalej. Odbili szóste uderzenie, lecz pozostało ich tylko dwunastu. Nagle z 593 sypie się na nich grad granatów. (…) żołnierze Romanowskiego wycofują się wlokąc rannych, których na ich rękach dobijają pociski. (…) jest ich pięciu i niosą dwu rannych. Niesamowite jak wielkiego ducha bojowego mieli Polacy w sercach. W czasie bitwy miało miejsce wydarzenie, świadczące o niespotykanej ofiarności: Strzelec Bułat, któremu mina urwała nogę, wstaje, woła: „Koledzy, przeze mnie, oczyszczę wam drogę” i pada wzdłuż całym ciałem na ścieżkę, detonując pod sobą dalsze miny. Korzystając z jego ofiary inni przeskakują dalej. Zdarzały się jednak przypadki utraty wiary w zwycięstwo. Podczas ataku na S. Angelo, tzw. Górę Anioła Śmierci, żołnierzy dopadła histeria. Tu i tam rozlega się spazmatyczny szloch. Jeden z żołnierzy, obojętny na wszystko, podnosi się i siada na wystającej skale jakby to była ławeczka w parku. Jedno pyknięcie – zabija go strzelec wyborowy. Ten obraz Wańkowicza wywołał u mnie mieszane uczucia. Ludzka rozpacz przeradzająca się w zwątpienie, została ”pyknięta” i się skończyła, wraz z życiem nieszczęśnika. Żołnierz powinien być twardy, ale nie jest on maszyną. Ten odosobniony jednak przypadek nie dotyczył całości. Wizerunek żołnierzy, przedstawiony przez Wańkowicza, nie jest do końca taki szary. Muszę tu przyznać, że tylko Polacy potrafią odnaleźć szczęście w nieszczęściu, i zachować pogodę ducha. Zabawne zdarzenie miało miejsce podczas ataku na S. Angelo. Oddział majora Stańczyka został przyciśnięty ogniem. W pewnym momencie major odwraca głowę i krzyczy: Dobry znak, chłopcy! Ci zaciekawienie pytają między sobą: Czołgi nasze idą? Niemcy się poddają? A Stańczyk podniósłszy but mówi: Dobry znak! W gówno wdepnąłem! Pozwolę sobie przywołać jeszcze trzy sytuacje, które wywołały uśmiech na mej twarzy. Ogólnie na froncie o sen ciężko. Żołnierze starali się jak mogli, aby znaleźć sobie ciche miejsce. Ale nie było to możliwe, gdy obok prują karabiny i działa. Jak pisze Wańkowicz: Na spanie nie ma gorszej cholery jak ciężki pelot. Dowcipnisie obsługujący pelot po zakończonym strzelaniu… dzwonili do swego dowódcy, meldując z radością, że wykonali zadanie. Na to markotny pułkownik, któremu nie dali spać, mruczał A wiem. Polacy złapawszy kapitana Beyera, oficera niemieckiego, przetransportowali go do punktu opatrunkowego, gdzie amputowano mu nogę. Wywiązał się tam taki oto dialog: - To na niemieckiej minie? -Nie na niemieckiej, a na włoskiej; gdyby na niemieckiej, to już bym nie żył. - Co on mówi? - Chwali miny niemieckie… Zamilkli. Obracają w głowie. - Księdza by wołał, a on – propagandę – ktoś mruknął. Inna sytuacja zdarzyła się już po zwycięstwie: Ze wzgórza 450 prowadzi nasz żołnierz Niemca. Jakiś ostatni Mohikanin z Klasztoru. Zainteresowanie ogólne zmienia się w wybuchy śmiechu, kiedy doprowadzony Niemiec z zadowoloną gębą prosi niezaprzeczalnie mazurską niemczyzną: „Bitte ein papiro”. Bo to strz. Podgórski włożywszy niemiecki hełm i płaszcz udawał jeńca wojenngo. Wańkowicz ukazał także dwie przeciwstawne sobie cechy, mianowicie żądzę zemsty i honor żołnierza. Pomimo ogromnej złości i chęci odwetu, honor nie pozwalał na wymierzanie samosądów. Miało to miejsce już po bitwie pod Monte Cassino. W zdobytym Piedimonte wzięto do niewoli jeńców. W walkach o to miasto jeden snajper zastrzelił członków 5 Dywizji Kresowej: Tarnowskiego, Kołodziejczaka, Kuczuka. Tenże snajper był jednym z jeńców, nieustannie proszącym o wodę. Koledzy z Dywizji gotowi byli roznieść go na strzępy, Ty… ścierwo – pada ciężkie słowo, napojone tak straszną nienawiścią. Wszystko wskazało, że ważą się ostatnie chwile Niemca. Lecz oficer łącznikowy korpusu, kpt Weiss rozkazem Niech no który skoczy po wodę nie dopuścił do zemsty. W uczciwej walce tak, ale zabić bezbronnego to tchórzostwo i hańba. Tak robili właśnie hitlerowcy… Niby Ci sami a jednak inni. Żołnierze u Andersa są otoczeni nimbem chwały, są mężni i waleczni. U Wańkowicza też, ale są to także ludzie weseli, czujący gniew i strach. Mają chwile słabości. Nie są wyidealizowanymi obrazami rycerza. Są z krwi i kości tak jak my. Dlatego są lepsi od wyidealizowanego rycerza. Chciałbym teraz porównać opis zniszczeń po bitwie. Na początku muszę przyznać, że obie relacje dokładnie opisują ogrom zniszczeń. Różnica uwydatnia się w sposobie przedstawienia. Aby lepiej zobrazować przytoczę obie relacje, wpierw dowódcy 2 Korpusu: Jakżeż straszliwy widok przedstawiało pobojowisko. Naprzód zwały niewystrzelonej amunicji wszelkiego kalibru i każdej broni (…). Gdzieniegdzie stosy min (…). Na wzgórzach lej obok leja, krater obok krateru, po bombach i granatach. Wśród nich walające się strzępy mundurów, porozrzucane hełmy sojusznicze i niemieckie, karabiny ręczne i maszynowe, granaty ręczne, skrzynki amunicyjne, zwoje drutów kolczastych i pułapki minowe na każdym kroku. Jest to opis pozbawiony środków stylistycznych. Zwykłe, szorstkie wyliczenie zniszczeń. Jedynie Andersa w kilku fragmentach ubarwił swój język: Trupy żołnierzy polskich i niemieckich, czasem splecione w ostatnim śmiertelnym zwarciu. Powietrze przesycone wyziewami rozkładających się zwłok. Bardziej oddziaływają one na wyobraźnię. Andersa oddał trupią atmosferę – ciała zastygłe w martwym bezruchu, fetor zgniłych zwłok. Z kolei Wańkowicz tak koszmarnie i ponuro opisał „krajobraz”, że aż ciarki przechodzą. Zwłoki są wynaturzone, ułożone w nienaturalnych pozach, istna hekatomba. Makabryczne przenośnie jeżą włos na głowie, porównania rodem z horroru, całości dopełniają epitety: Wzdłuż drogi pod ścianami, pod studnią, przy jakieś klitce gospodarczej – trupy, trupy, trupy. (…) Trupy są wzdęte, sine, żółte intensywną, nieludzką sinością i żółtością, głowy są rozpuchłe w jedną kulę, jak wielkie fioletowe bakłażany. W innym fragmencie swej książki, napisał: Głowa Hindusa oderwana od ciała, zasuszona, z zachowaną skórą i włosami, szczerzy zęby. Wyryte przez pociski piszczele świecą biało, szkielety oderwanych rąk wyglądają swymi chrupkimi kostkami jakieś pomniejszone, jak jakieś makabryczne „porte bonheur’y”, zasuszone łapki królicze, które noszą ludzie przy sobie „na szczęście”. Władysław Anders tak napisał na wstępie do swej książki: Żołnierzom i bojownikom sprawy polskiej w Kraju i na obczyźnie poświęcam tę książkę. Wańkowicz z kolei powiedział o swym dziele: Należało, aby przeszła do historii w glorii czynu wojskowego dźwigniętego patriotyczną ofiarą. Takim czynem ta bitwa była i taki czyn postanowiłem utrwalić. Jak widać obu autorom przyświecał ten sam cel – ukazanie odwagi i waleczności polskich żołnierzy. Cel ten sam, ale wykonanie inne. Sposób w jaki opisał Anders tamte wydarzenia, jest bardzo ogólnikowy. Nie podaje szczegółów, jest bardzo zachowawczy w swej relacji. Język jakim się posługuje jest prosty, fachowy, typowy dla żołnierza. Pozbawiony środków stylistycznych, ekspresji i emocji. Popada w patetyzm, ukazując żołnierzy w glorii i chwale, opisuje ich męczeństwo i niespotykane męstwo. Są oni żołnierzami z ludzką naturą. Brak jakichkolwiek przykładów ich zachowań, nastrojów. Zupełnie inaczej sprawa przedstawia się u Wańkowicza. „Jego” żołnierze, z tacy jak my. Z krwi i kości, miewają wzloty i upadki. Są twardzi ale też wrażliwi, mściwi ale honorowi. Nie można jednak powiedzieć, że Wańkowicz nie oddał ich bohaterstwa, gdyż w całym dziele jest mnóstwo przykładów. Reporter jest bardzo plastyczny w przedstawianiu realiów wojny. Niektóre fakty przemienia w homeryckie przenośnie, barwnie relacjonując. Czasem jest realistyczny, dokładny, komentuje wydarzenia bez zbędnych frazesów. Potrafi także człowieka zniesmaczyć, jak w przypadku opisu zniszczeń i trupów po bitwie. Czytając Wańkowicza czuje się atmosferę tamtych wydarzeń. Ja sam poczułem jak obok mnie świszczą kule, padają ranni. Obraz autora oddziałuje na psychikę. Być może dlatego, iż w mojej rodzinie, dokładnie wujek mojej babci walczył w 2 Korpusie. Stąd takie bardzo osobiste podejście. Sądzę że doskonałym podsumowaniem, które odda styl Andersa i Wańkowicza oraz to, co starali się przekazać, bedzię krótka, niosąca potężny ładunek emocjonalny pieśń, poświęcona Andersowi i jego dzielnym żołnierzom: Czy widzisz te gruzy na szczycie? Tam wróg twój kryje, jak szczur! Musicie! Musicie! Musicie! Za kark wziąć i strącić go z chmur! I poszli szaleni, zażarci, I poszli zabijać i mścić I poszli – jak zawsze – uparci! Jak zawsze – za honor się bić. Czerwone maki na Monte Cassino Zamiast rosy piły polską krew… Po tych makach szedł żołnierz i ginął Lecz silniejszy od śmierci był gniew Przejdą lata i wieki przeminą Pozostaną ślady dawnych dni! I tylko maki na Monte Cassino Czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosły krwi! Bibliografia: Źródła: 1. Anders Władysław, Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939 – 1946, Lublin 1995. 2. Wańkowicz Melchior, Bitwa o Monte Cassino. Tom I – II, Warszawa 1989. 3. Wańkowicz Melchior, Szkice spod Monte Cassino, Warszawa 1978. Opracowania: 1. Wawer Zbigniew, Bitwa o Monte Cassino, „Rzeczpospolita. Zwycięstwa oręża polskiego” 2006, nr 20. Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione. Streszczenie Bitwa o Monte Cassino, która toczyła się w dniach 17 stycznia - 19 maja 1944 r., uważana jest za jedno z najbardziej zaciętych i krwawych starć w historii II wojny światowej. Ufortyfikowane na wzniesieniu oddziały niemieckie heroicznie broniły zajmowanych pozycji, skutecznie odpierając kolejne ataki. O zwycięstwie aliantów przesądził dopiero szturm przeprowadzony wiosną 1944, w którym ważną rolę odegrały także oddziały polskie (2 Korpus Polski). Po przybyciu pod Monte Cassino wojska alianckie zajęły strategiczne pozycje i rozpoczęły przygotowania do szturmu. Wśród żołnierzy był również autor, który regularnie przechadzał się po stanowiskach militarnych, by zasięgnąć różnych informacji. Od sztabu 5 Armii Amerykańskiej otrzymał on z kolei dokumentację przebiegu różnych działań zaczepnych, zdjęcia lotnicze itp. Styczeń 1944 r. przyniósł pierwsze natarcia sił alianckich. Te poprzedzane były ostrzałami artyleryjskimi. Jednakże nie przynosiły one wymiernych efektów, nawet zdobycie fragmentu wzgórza przez Pułk 135 nie było sukcesem, a to ze względu na ogromne straty poniesione przez aliantów. W obliczu trudności, na jakie napotkali alianci, w sztabie amerykańskim podjęto nawet decyzję o rozpoczęciu ataków drogą morską. Obszar kontrolowany przez Niemców systematycznie się kurczył. Świadczyć mogło o tym zajmowanie ziemi przylegającej do leżącego na szczycie klasztoru (w promieniu 300 metrów od niego rozciągała się strefa neutralna, przynależna Watykanowi). Luty był miesiącem, w którym alianci zintensyfikowali swe działania. Przygotowywany szturm poprzedzony został bombardowaniem. Pod gradem pocisków zniszczeniu uległo wiele budynków klasztornych (mnisi opuścili górę), co stworzyło Niemcom możliwość łatwego znalezienia schronienia. Pod szczyt podchodziły kolejne oddziały (m. in. angielskie, indyjskie, nowozelandzkie), lecz wszystkie zmuszone były uznać wyższość przeciwnika. Reakcją na kolejne niepowodzenia były ze strony aliantów kolejne ostrzały artyleryjskie. Ich szczególne nasilenie odnotowano w marcu, kiedy niemieckie pozycje regularnie ostrzeliwano oraz bombardowano przy użyciu samolotów. Nowe szturmy nie przynosiły jednak efektu. Żołnierzy aliantów skutecznie odpierały salwy karabinów maszynowych, które Niemcy oddawali z ruin klasztoru. W końcu misja zdobycia klasztoru powierzona została 2 Korpusowi Polskiemu pod dowództwem generała Władysława Andersa (miało to miejsce 21 marca). Operacja „Diadem” rozpoczęła się 12 maja. Chociaż wstępne rozpoznania i analizy nie wróżyły jej sukcesu, dzięki bohaterstwu polskich żołnierzy zakończyła się ona wspaniałym sukcesem. Walki trwały aż siedem dni. Plan strategiczny zakładał odcięcie niemieckich pozycji pośrednich i zdobycie samego klasztoru. Polscy żołnierze heroicznie walczyli z nieprzyjacielem, a kosztem wypełnienia misji i przełamania linii Gustawa była śmierć ok. 1000 Polaków. Opracowanie Geneza Melchior Wańkowicz, który po wybuchu II wojny światowej opuścił Polskę i udał się do Rumunii. Następnie trafił na Bliski Wschód (do Izraela), gdzie prowadził działalność dydaktyczną, korzystając przy tym z wsparcia polskich oddziałów wojskowych. Gdy armia generała Andersa została ewakuowana z ZSRR, połączył się z jej oddziałami i wyruszył na zachód, pracując w charakterze kronikarza korpusu. II Korpus Polski dotarł do Włoch w grudniu 1943 r., a więc jeszcze przed rozpoczęciem bitwy o Monte Cassino. Kiedy wojska alianckie stanęły pod wzniesieniem, Wańkowicz momentalnie rozpoczął starania o wszelkie informacje, jakie były dostępne. W czasie walk nie pozostawał z boku, ale sam doświadczał wszystkiego, co nie było obce żołnierzom na froncie. W dodatku przeprowadził wiele wywiadów, aby zebrać jak najbardziej szczegółowe dane. Po zwycięskiej bitwie o Monte Cassino Wańkowicz rozpoczął pracę nad monumentalnym dziełem, jakim była trzytomowa „Bitwa o Monte Cassino”, którą stworzył w latach 1945 - 1946. W Polsce dzieło ukazało się dopiero w 1958, bardzo mocno okrojone przez cenzurę (Wańkowicz wyraził zgodę na ten zabieg - usunięto m. in. fragmenty o tułaczce armii Andersa przez ziemie wschodnie). „Szkice spod Monte Cassino” są skróconym, koncentrującym się wyłącznie na starciach wydaniem „Bitwy o Monte Cassino”. Interpretacja „Szkice spod Monte Cassino” to reportaż, który stanowi wspaniałe udokumentowanie odwagi polskich żołnierzy biorących udział w tytułowej operacji. Opis ich poświęceń, odwagi, jaką przejawiali, oraz determinacji na stałe zadomowił się w kanonie polskiego reportażu, w znacznej mierze przyczyniając się do utrwalenie legendy polskiego Monte Cassino. Jeszcze raz powróciły bowiem wspaniałe historyczne zwycięstwa, po które tak często sięgali twórcy reprezentujący różne dziedziny kultury. Tym razem - po niezwykle trudnym dla całego narodu okresie - polskie wojsko dokonało czegoś niezwykłego, czegoś, co nie udało się innym batalionom zgromadzonym pod Monte Cassino. Nic więc dziwnego, że to wspaniałe zwycięstwo stało się powodem do dumy dla całych generacji. Upamiętnienie bohaterstwa ściśle wiąże się z budowaniem narodowej dumy. Okupacja niemiecka ponownie osłabiła ducha narodowego, a II wojna światowa zebrała krwawe żniwo wśród polskiej inteligencji. Dlatego kolejny symbol zwycięstwa i siły narodu był czymś niezwykle wartościowym i potrzebnym. „Szkice spod Monte Cassino” są również zapisem codziennego żołnierskiego życia. Obrazują sytuację na froncie, zmagania z trudną rzeczywistością, trwanie wbrew powszechnej groźbie śmierci. Rozwiń więcej

szkice spod monte cassino bohaterowie